Aria: Panie wczoraj wieczorem gdzieś zniknęły. Nudziłyśmy się jak mopsy.
W pewnym momencie zachciało mi się siusiu. Gdy w nocy jestem w domu to robię na dywanik, bo szkoda mi budzić Panią, ale w dzień idę jak najdalej od domu w krzaczki, żeby nikt mnie nie widział. Tym razem, jak zwykle, poszłam w najdalszy kąt ogrodu. Gdy już zrobiłam siusiu, nagle zobaczyłam jak jakieś ptaszydło porywa żabę. Tuż obok mojego nosa! To była dzierzba gąsiorek. Tolerowałyśmy je w Terierogrodzie bo zjadają mniejsze ptaki, pisklęta, różne szkodniki i pomagają nam w ochronie owoców, które należą do Pani. Ale porywać żabę, która jest niewiele mniejsza od porywacza i jeszcze na dokładkę jest pod moją i Suity ochroną? To była skrajna bezczelność! Oczywiście nie chciałam wcale żaby ratować. Po prostu, gdy widzę coś latającego koło mojego nosa – muszę to chapnąć. To odruch bezwarunkowy. Wyskoczyłam zza krzaka, złapałam ptaka za ogon. Jeszcze centymetr, a złapałabym ją za tłuściutki, apetyczny kuperek. Ptak puścił żabę, szarpnął się i w pyszczku zostały mi pióra ogona i pierze. Dzierzba skrzecząc odfrunęła. Chyba szybko tu nie wróci.
Przybiegła Suita zaalarmowana skrzekiem ptaka i moim warczeniem.Inne żaby przybyły bardzo szybko. Przyniosły w pyszczkach jakieś zioła i kazały się w nich wytarzać rannej siostrze, aby przyśpieszyć gojenie się ran po ptasich pazurach. Żaby powiedziały, że za kilka dni ich siostra będzie całkiem zdrowa.
Potem wszystkie żaby dziękowały mi za uratowanie żabie życia. Darowały mi ten casting, a nawet podśmiewały się same z siebie i swoich artystycznych zapędów. Potem wszystkie siadły dookoła mnie i odśpiewały ‘kum, kum, rech, rech’. To był całkiem ładny kawałek. Zauważyłam, że w Terierogrodzie żaby śpiewają inaczej, ładniej, melodyjniej. Może podsłuchują jak gram na fortepianie i uczą się ode mnie?
W ten sposób zostałam żabią bohaterką. Nawet Suita mi gratulowała, że poprawiłam sobie układy z żabami. Skoro mam nowy kredyt zaufania, chyba znowu żabom wykręcę jakiś numer!