ARIA: Suita, wstawaj, Panie gdzieś wyjeżdżają, zostajemy same na podwórku.
SUITA: Nie panikuj, pójdziemy spać na werandę, tam też jest ciepło.
ARIA: Zabierają wiadra i szczotki…
SUITA: Jadą na cmentarz, posprzątać groby. To znaczy, że niedługo wrócą.
ARIA: To dobrze, bo bez Pani jest nudno. Może opowiesz mi bajkę?
SUITA: O czym chcesz?
ARIA: Może być coś o jesieni…
SUITA: Był sobie raz liść. Piękny zielony, ale w miarę jak robiło się chłodno, najpierw zżółkł, potem zrobił się czerwony z purpurowymi i żółtymi refleksami. Był piękny, wyjątkowy… Zobaczył jednak, że inne liście, rosnące obok też przybrały podobne barwy i szykowały się do opuszczenia swojego drzewa. Nasz liść postanowił odlecieć jak najdalej. Doszedł do wniosku, że jeśli spadnie gdzieś blisko, nie będzie widoczny pośród innych, podobnych liści, a przecież był wyjątkowy! Gdy wiatr zaczął coraz mocniej nim trzepotać, ustawił się jak mały żagiel i poleciał. Długo kołował nad ziemią, a swoisty taniec na wietrze wprawiał go w zachwyt. Opadł na zielony jeszcze trawnik i rozłożył się wygodnie, jak na dywanie. Teraz był widoczny, jedyny, piękny, wspaniały w swych jesiennych barwach kontrastujący z zielonym trawnikiem. Każdy mógł go podziwiać. Ludzie przechodzili obok, spoglądali zaciekawieni i komentowali: O, jaki piękny czerwony liść, to znaczy, że już jesień. Ale skąd się tu wziął? Samotny na zielonym trawniku…
ARIA: No chyba przyleciał!
SUITA: Nie przeszkadzaj, bo ci dalej nie opowiem.
ARIA: Już, milczę, jak grób.
SUITA: Wiały wiatry, padały deszcze, robiło się coraz chłodniej. Liść próbował jeszcze wzlecieć, aby przenieść się w inne, lepsze miejsce, bo spadało coraz więcej liści i choć nie tak pięknych jak on, wszyscy przechodzili już obok nich obojętnie. Jednak nie potrafił się już unieść, zrobił się ciężki od deszczu, a w końcu zaczął się kurczyć i brązowieć. Trawa wcześniej zielona pokryła się szronem. Liść zatęsknił do miejsca skąd przyfrunął. Tam był wśród swoich. Niewiele się wśród nich wyróżniał, ale miał wsparcie i zrozumienie. Pod drzewem było trochę tłoczno, ale przytulnie.
ARIA: Biedny liść, został sam, w odległym miejscu… Zaraz go znajdę i przeniosę pod jego drzewo.
SUITA: Nie przesadzaj, liść, to nie żywa istota. A to, co ci opowiadam, to tylko bajka!
ARIA: No to mów dalej, co się w końcu z nim stało?
SUITA: Zwinął się zmarniał i znikł, jak wszystkie opadłe liście. Taki jest los liści.
ARIA: To nie jest dobry koniec. Powinien być jakiś morał.
SUITA: Sama go sobie dopowiedz.
ARIA: Samotność jest do bani. Dobrze, że mam siostrę…