Aria: Wczoraj przyjechał Pan.
Suita: Poszłyśmy z Panem na spacer. Na razie byłyśmy na smyczach.
Aria: Szłyśmy spokojnie obwąchując otoczenie. Było mnóstwo nowych wiadomości.
Suita: Odszczekiwałyśmy się psom za ogrodzeniami.
Aria: W pewnym momencie zobaczyłyśmy wyjeżdżający z zagrody samochód.
Suita: Pan wstrzymał nas i chciał samochód przepuścić.
Aria: Kierowca machnął jednak żebyśmy przeszli.
Suita: Przeszłyśmy. To nie była dobra decyzja bo nagle zza samochodu, na ulicę, wyskoczył wilczur.
Aria: Którego zwykle niegrzecznie obszczekiwałyśmy gdy był zamknięty za ogrodzeniem.
Suita: Był wielki. Jakieś 42 kg wobec naszych 6 kg. Dzikus rzucił się na mnie. Próbował ugryźć mnie w kark. Trafił zębami na szelki i sprzączkę od szelek. Pierwszy raz doceniłam smycz i uprząż.
Aria: Pan przyłożył mu kopa dość ciężkim butem, aż pies zaskomlał. Ja użarłam go w tylna łapę.
Suita: Sprzączka rozpadła się, a ja uwolniłam się z szelek.
Aria: Głupi, zboczony wilczur (no bo który pies atakuje suki) w konfrontacji z dwiema Jack Russell Terrierkami nie miał szans.
Suita: Tylko patrzył gdzie jesteśmy, a jak chciał się ruszyć do nas to nas tam już nie było.
Aria: Kierowca, który wyjechał samochodem wysiadł i odwołał psa.
Suita: Pan go objechał i powiedział, że jeśli mnie się coś stało to go drogo będzie kosztować.
Aria: Ale nic ci się nie stało.
Suita: Pan powiązał prowizorycznie uprząż i poszliśmy dalej.
Aria: I oczywiście nadal oszczekiwałyśmy kolejne burki za ogrodzeniami.
Suita: Tylko Elfa przywitałyśmy z prawdziwą radością.
Aria: Szkoda, że był za ogrodzeniem bo gdyby jego drużyna zjawiła się w komplecie …
Suita: … to wilczur z pewnością byłby zdekompletowany.
Aria: Pan zadzwonił do Pani i opowiedział całą historię.
Suita: I w ten sposób nasz spacer skrócił się nieco i nie dotarłyśmy do saren.
Aria: Ale i tak było ciekawie. Parę stad bażantów i zając, któremu się udało.
Suita: Wróciłyśmy do domu w wyśmienitych humorach.
Aria: Rzadko zdarza się taka prawdziwa walka.
Suita: Skoro wygrana to zapewne nie ostatnia.
Aria: Mam nadzieję.