SUITA: W nocy była straszna burza, dobrze, że wróciłaś wieczorem do domu.
ARIA: Pani mnie przyniosła. Miałam ochotę na małe polowanie.
SUITA: Zmokłabyś jak pies. Idę na śniadanie.
ARIA: A ja poczytam, póki udało mi się dorwać do książki Pani.
SUITA: Ciekawa?
ARIA: Pasjonująca! Prorocza i straszna. Została wydana przed najazdem trolli. Nie mogę się oderwać.
SUITA: Idę coś zjeść, zostawię ci trochę. To ma być całe śniadanie? Same jajka?
SUITA: Salcesonik! To rozumiem.
ARIA: Zostawiłaś trochę?
SUITA: Ups, to był taki mały plasterek…
PANI: Nie martw się Aria, dostaniesz swoją porcję, przewidziałam, że Suita połknie wszystko, co na talerzu.
ARIA: Dobra książka warta jest poświęcenia plasterka salcesonu.
SUITA: Idziemy do ogrodu? Chętnie pojem trawki.
ARIA: Idziemy!
SUITA: Mokro jak w wannie…
ARIA: A trawa, jak dżungla.
SUITA: Uważaj, bo zabłądzisz!
ARIA: Jestem cała mokra!
SUITA: Ja też.
ARIA: Wszystko rośnie jak szalone.
SUITA: Sprawdźmy, co kryje się w tym gąszczu.
ARIA: Byle nie potwory…
SUITA: Chcesz borówkę kamczacką?
ARIA: Nie lubię kwaśnych owoców, zjedz jeśli masz ochotę. Trzeba było podzielić się ze mną salcesonem.
SUITA: To może zjesz szpinaku?
ARIA: Zjedz sama, ja idę do domu. Muszę się wysuszyć. Kapie ze mnie, jak z upranego swetra.
SUITA: Cebulka, szpinak, sałata, samo zdrowie. Szkoda, że nie mięsko, wszystko jedno czy domowe, czy ogrodowe…
SUITA: Żeby to były parówki, zamiast kwiatów.