ARIA: Wczoraj byłyśmy z Panią i Panem na wycieczce w okolicach autostrady A-2.
SUITA: Jak zwykle wybiegałyśmy się i nawąchałyśmy.
ARIA: Trawa jest teraz wyjątkowo aromatyczna i wysoka, a w niej kryje się mnóstwo niespodzianek. Oczywiście zapachowych.
SUITA: No nie tylko. Znalazłam wyjątkowy aromat, tak skoncentrowany, że nie mogłam się oprzeć i zanim Pani się zorientowała, co robię, zdążyłam się wytarzać.
ARIA: To było obrzydliwe, przykleiło ci się do szeleczek, a ja musiałam to wąchać.
SUITA: Pani próbowała mnie wytrzeć chusteczką, ale się nie dało, więc namówiła mnie na wejście do rowu z wodą.
ARIA: Ja też weszłam za tobą, bo myślałam, że tam znajdę jakiegoś zwierzaka.
SUITA: Trochę się umyłam, ale nie do końca, wody nie było na tyle dużo, żebym się mogła zanurzyć.
ARIA: Ale fajnie się skakało po tej wodzie! Była nawet czysta.
SUITA: Spotkałyśmy po drodze miłego kucyka ze strasznie zaniedbanymi kopytkami. Ledwie mógł chodzić i bardzo wykrzywiał nogi, bo długo nie ścierane kopyta urosły ponad miarę.
ARIA: Może właściciel konika przeczyta nasz post i zajmie się biednym zwierzakiem?
SUITA: Mam taką nadzieję.
ARIA: Jak zwykle spotkałyśmy stado ujadających psów, i jak zwykle wdałyśmy się w pyskówkę. Całe szczęście, że były za płotem. Jeden z nich, dosyć duży miał niewątpliwą ochotę zatopić kły w naszych tyłkach, zwłaszcza po ciętych ripostach Suity.
SUITA: Ja się tylko odszczekiwałam!
ARIA: No cóż, nie grzeszysz kulturą słowa, a i do sztuki wysławiania się też ci daleko.
SUITA: Jak się ma przed sobą taką sztukę, to trudno zachować kulturę!
ARIA: Ja potrafię się dogadać z każdym psem.
SUITA: Bo od razu wywalasz brzuch do góry!
ARIA: Pokazuję, że nie jestem zagrożeniem, to dobry wstęp do rozmowy, jak podanie ręki u ludzi.
SUITA: Ja się nigdy nie poddaję! I łapy też nie podaję.
ARIA: Twoja zawziętość wywołuje wojnę…
SUITA: Daj spokój, w razie napaści zawsze się wywinę. Pamiętasz, jak kiedyś, po niecenzuralnej wymianie zdań dorwał mnie wielki pies i złapał za kark? Wykręciłam się i uciekłam. Przegryzł mi tylko szelki.
ARIA: Pan mało nie dostał zawału, myślał że już po tobie. I też naszczekał właścicielowi puszczonego luzem psa.
SUITA: Ale go nie ugryzł!
ARIA: No nie, tyle że twoja zadziorność sprowadza na nas kłopoty.
SUITA: Kłopoty to miałam po powrocie z wycieczki. Pani wsadziła mnie do wanny razem z brudnymi szelkami i wyszorowała szamponem. Podobno śmierdziałam nawet po kąpieli.
ARIA: Ale jak wyschłaś, zapach na szczęście się ulotnił.
SUITA: Szkoda, to były dobre psie perfumy.
ARIA: Lepiej nie używaj ich w domu, bo pójdziesz spać do budy.
SUITA: Jestem teraz czysta i bielsza niż ścierka wyprana w Wizirze…
ARIA: Gratulacje, bielsza nie będziesz!