Dziś , wczesnym rankiem, jak zwykle po spacerku, czekałyśmy grzecznie w kuchni na codzienną porcję chrupek i serka wiejskiego. Pani wyjęła z szuflady torbę chrupek z jagnięciną, pod naszym czujnym okiem i nagle torba jakimś dziwnym trafem poszybowała ponad stołem rozsypując zawartość jak fontanna. Nie spodziewałyśmy się nagłego deszczu chrupek, które spadły z góry, posypały jak z rogu obfitości i pokryły całą podłogę. Przez moment oniemiałyśmy z wrażenia, bo jeszcze nigdy w życiu nie widziałyśmy takiej ilości żarcia w zasięgu pyska. Już, już miałyśmy dorwać się do tego niecodziennego posiłku, gdy nagle padła komenda “nie rusz”. Byłyśmy bardzo zawiedzione. Na dodatek Pani złapała szczotkę i zaczęła zmiatać nasze chrupki. Tego było już za wiele. Rzuciłyśmy się na szczotkę, broniąc zaciekle swojego śniadania, więc Pani wyrzuciła nas za drzwi. Darłyśmy się jak wściekłe, protestując przeciwko takiej niesprawiedliwości.
W końcu Pani zamiotła chrupki i nakarmiła nimi kosz na śmieci. Na szczęście jeszcze trochę dla nas zostało i dostałyśmy swoją porcję. Szkoda, że tak mało.