Aria: Opowiesz mi jakąś prawdę o psach na dobranoc?
Suita: Jeśli obiecasz, że jutro będziesz grzeczna.
Aria: Bedę. Obiecuję.
Suita: Gdy mówiłaś o wyciąganiu dusz z piekła, przypomniała mi się pewna historia. Byłam wtedy z Menuetem u weterynarza. Opowiadał ją pewien stary pies, który siedział z nami w kolejce. Nie wiem czy jest prawdą, czy tylko zmyśleniem. Ale zapamiętałam ją bardzo dobrze.
Aria: No to opowiadaj. Jeśli jest o psach to zamieniam się w słuch.
Suita: Było to jakieś 300 lat temu. W Szwajcarii żył mnich, który miał psa o imieniu Franz. Mieszkali w klasztorze, na przełęczy górskiej. Franz był ratownikiem górskim, miał przyczepioną baryłkę u szyi. Chodził po górach i wyszukiwał ludzi, którzy zabłądzili w górach we mgle czy zamieciach i zawiejach śnieżnych. Gdy znalazł człowieka potrzebującego pomocy, zostawiał mu baryłkę z alkoholem, a potem biegł po pomoc. Jego Pan, gdy widział psa bez baryłki organizował akcję pomocy i sprowadzał pielgrzyma do klasztoru.
Aria: No i?
Suita: Pewnego razu, gdy Franz był już dość stary, jego Pan musiał wyjechać na misję, gdzieś daleko w świat. Kochał swojego psa i zabrał go ze sobą. Jechali stakiem przez parę tygodni. Franz przyzwyczajony do wolności i dużej ilości ruchu utrzymywał kondycję łapiąc szczury okrętowe.
Aria: Zupełnie jak Jack Russell Terrier.
Suita: Było mu trudniej bo to był wielki pies. Ważył prawie 90 kg. Dojechali do jakiejś krainy pełnej wulkanów. Jego Pan był zajęty na misji, a Franz nie miał co robić bo nie było tam kogo ratować. Żadnych gór, po których chodzili by ludzie. Tylko dymiące dziury w ziemi. Franz włóczył się całymi dniami, aż znalazł bardzo interesującą dziurę.
Aria: To była nora?
Suita: To było wejście do czyśćca. Franz najpierw uciekł, ale potem pomyślał, że raz psu śmierć i wszedł. Widział dusze topione w smole, pieczone na rożnie i mnóstwo innych wymyślnych cierpień zadawanych duszom przez diabły.
Aria: Diabły pozwoliły mu wejść?
Suita: Tak. Gdy go pytały, co ma w baryłce mówił, że wodę święconą. Diabły się śmiały, bo wodę święcona czy alkohol z pewnością by wyczuły. Otwierały baryłkę i znajdowały tylko wodę. Franz przychodził tam kilka razy dziennie. Diabły przestały go sprawdzać. Ledwie go zauważały i bez problemu go wpuszczały i wypuszczały.
Aria: I co było dalej?
Suita: Po paru miesiącach diabłom przestał sie zgadzać rachunek dusz. Inwentaryzacja wykazała, że zginęło ponad trzysta dusz. Podejrzenie padło na Franza. Diabły chciały go złapać. Ale Franz choć stary miał znakomitą kondycję i nigdy w życiu tak szybko nie biegł jak wtedy. Udało mu się uciec i już nigdy nie mógł pokazać się w czyśćcu. Niedługo potem wrócił z panem do swojego kraju i pracy ratownika.
Aria: Przemycał dusze w baryłce?
Suita: Tak.
Aria: Był prawdziwym ratownikiem dusz. Też bym tak chciała.
Suita: Nie pomyślałaś, że ratował prawomocnie skazane dusze, które odbywały sprawiedliwą karę za swoje złe uczynki? Może to wcale nie był dobry uczynek?
Aria: Ja tam myślę, że jeśli zaniósł je do nieba, to Pan Bóg im wybaczył. Zresztą nawet najgorszy przestępca nie zasłużył na takie kary jak pieczenie na rożnie czy grilu.
Suita: Masz rację. Podobno po śmierci dusza Franza i jego pana zostały przygarnięte przez samego św. Bernarda, patrona klasztoru na przełęczy. Dziś psy tej rasy nazywamy bernardynami albo psami Św. Bernarda.
Aria: Piękna historia o pięknym psim życiu. Opowiedz coś jeszcze!
Suita: Nie ma mowy. Przytul się do mnie i śpijmy! Miałaś być grzeczna.
Aria: Tak, ale dopiero jutro!
Suita: Wrrr!