Aria: Suita, co czytasz?
Suita: Artykuł sprzed ponad 2 miesięcy.
Aria: Jeśli jest tam coś o psach to szczekaj.
Suita: To było w Chile, u ujścia rzeki Biobio. Na jednej ze skał na morzu zauważono psa. Ludzie zawiadomili służby ratownicze.
Aria: Szczekaj, szczekaj. Ciekawe.
Suita; Pies najwyraźniej nie mógł się sam wydostać. Na pomoc ruszyli żołnierze marynarki wojennej. Warunki były paskudne – zła pogoda i trudne warunki na morzu. Ponadto jak się okazało skała była bardzo stroma i ostra.
Aria: Ojej!
Suita: Najpierw udało się sprowadzić psa ze skały. Potem pies musiał samodzielnie przepłynąć krótki odcinek do pontonu ratowników. Dopiero wtedy popłynęli na brzeg.
Aria: Brzmi nieprzyjemnie i skomplikowanie.
Suita: Ratownicy psa nazwali Sirena, czyli Syrenka. Pies powędrował do kliniki weterynaryjnej. Jeśli nie znajdzie się właściciel – pies będzie czekał na adopcję.
Aria: Jak Syrenka znalazła się na tej skale?
Suita: Nikt nie wie.
Aria: Ile tam siedziała?
Suita: Kilka dni – co najmniej cztery.
Aria: Musiała być piekielnie głodna, zmarznięta i nieszczęśliwa. Gdyby nie kochani ludzie – umarła by tam na tej skale.
Suita: Ciekawe czy śpiewała?
Aria: Jeśli nie miała stada, to i nie miała kogo wzywać na pomoc.
Suita: Może wpadła na pomoc, żeby wzywać kogokolwiek.
Aria: Przy dużej odległości od brzegu śpiewanie nie miało sensu.
Suita: Mogła sobie dodawać otuchy, a poza tym głos po wodzie niesie się na kilometry.
Aria: Zostawmy sprawę śpiewania w spokoju. Mam nadzieję, że szybko znajdzie kochający dom.
Aria i Suita: Chwała chilijskim marynarzom!