Suita: Prawie zawsze łażę za panią, bo lubię być blisko człowieka, więc i tym razem poszłam za nią do spiżarni po dżem na śniadanie /oczywiście pani śniadanie/.
To interesujące pomieszczenie, gdzie jest mnóstwo słoików i przeróżnych rupieci, a co za tym idzie i ciekawych zapachów. Zaczęłam więc węszyć, zaglądać w zakamarki i ani się obejrzałam, a pani już nie było. Zostałam sama zamknięta na klucz nie wiadomo na jak długo. Wpadłam w panikę i zaczęłam piszczeć, ale nikt mnie nie usłyszał. Co miałam zrobić? Tylko przeczekać. W końcu ktoś zacznie mnie szukać.
Mijały godziny, pani penie dawno zjadła swoje śniadanie i zajęła się własnymi sprawami, dziwne, że nie zauważyła mojej nieobecności. Może poszła na polowanie? Położyłam się na jakiejś starej szmacie i czekałam. Kiedy już całkiem straciłam nadzieję, że wyjdę z tego więzienia przed kolacją, usłyszałam szuranie miotły na podwórku. Zaczęłam szczekać, piszczeć i skakać do drzwi. Nareszcie! Pani mnie usłyszała i uwolniła. Mogłam spokojnie ułożyć się na słoneczku i opalać.