SUITA: Obejrzyjmy resztę zdjęć z wczorajszej wycieczki.
ARIA: OK, jest dzisiaj zimno i nie chce mi się biegać po podwórku.
ARIA: To twoje zdjęcie, a gdzie moje?
SUITA: Zaraz ci pokażę…
ARIA: A co to za żółte kwiatki wśród łanów marchewki?
SUITA: Kolejna przywleczona dzika roślina trująca.
ARIA: Coś jak barszcz Sosnowskiego?
SUITA: Właśnie, lepiej jej nie dotykać. Pani chciała nazbierać tych kwiatków do wazonu, na szczęście Pan ją ostrzegł. Mogą wywołać uczulenie, albo gorsze skutki.
ARIA: Strasznie się to rozpleniło. Zajmuje spore kawałki pól.
SUITA: I jak zwykle trudno będzie się tego pozbyć.
ARIA: Jakim cudem trafia to na nasze pola?
SUITA: Z nasionami marchewki, które pochodzą nie wiadomo skąd.
ARIA: Może z odległych zakątków świata?
SUITA: Dobrze, że nie z kosmosu. Licho wie, co mogłoby z takich nasion wyrosnąć.
ARIA: TRYFIDY! To takie pożerające ludzi i psy rośliny z powieści fantastyczno-naukowej Dzień tryfidów.
SUITA: Skutki ingerencji w naturalne środowisko mogą być nieobliczalne.
ARIA: Zaczynam się bać. Zwykła wycieczka po polach stanie się sportem ekstremalnym!
SUITA: Nie bój się, na razie nic nam nie zagraża. Przyjadą maszyny, zbiorą marchewkę i wykopią niepożądane kwiatki.
ARIA: O ile nie zdążą się same wysiać…
SUITA: Raczej nie mają szans, niedługo będą przymrozki, a one dopiero kwitną.
ARIA: Tutaj często widywałyśmy sarny:
SUITA: A to zrujnowany popegeerowski budynek. Można tu uprawiać URBEX.
ARIA: Wygląda stylowo i ciekawie w otoczeniu dzikich zarośli.
SUITA: Ale tam raczej nie wejdziemy.
Tu się kryją sarny:
SUITA: Ach te pola zielone!