SUITA: Wczoraj były urodziny naszej Pani. Upiekła szarlotkę, zabrała różne smakołyki i pojechała do Warszawy do swoich przyjaciół.
ARIA: Nigdy nie byłam w Warszawie.
SUITA: A ja tak i to było straszne doświadczenie. Ogromny huk, jeżdżące wszędzie pojazdy i wszystko wokół warczało jak wściekły pies, tylko parę razy głośniej.
ARIA: To musiało być okropne.
SUITA: Na dodatek jechałam pociągiem, pojazdem wydającym straszne odgłosy, z mnóstwem ludzi w środku, zatrzymującym się na każdej stacji, z wchodzącymi i wychodzącymi tłumami ludzi, tysiącem zapachów i nieprzerwanym dudnieniem.
Trzęsłam się cała drogę.
ARIA: Nie chcę tam jechać.
SUITA: Na szczęście nie musisz. A Pani kiedyś musiała tak jeździć codziennie, na Wielkie Polowanie , czyli do pracy. Teraz młodsza Pani tak jeździ.
ARIA: Współczuję jej, tak się musi męczyć, żebyśmy miały mięsko na obiad.
SUITA: Pani dostała od wszystkich fajne prezenty.
SUITA: Całą masę książek:
ARIA: Dostała też klapki, żeby mogła za nami biegać!
SUITA: Te stare chyba jej trochę nadgryzłaś?
ARIA: Tylko troszeczkę, zniszczyły się bardziej od biegania…
SUITA: Dostała też piętrową paterę na smakołyki.
ARIA: Ja bym wolała jakiś mięsny prezent, albo tchórzofretkę do rozszarpania.
SUITA: Nie sądzisz, że my też powinnyśmy dać Pani jakiś prezent?
ARIA: Zaśpiewajmy jej STO LAT!
SUITA: Tylko nie odwracaj się od telefonu, jeśli będzie chciała nas nagrać na pamiątkę!