Aria: Niespodziewanie przyjechał Pan. Pomagał uruchomić rozdrabniacz do gałęzi.
Suita: Nie spodziewałyśmy się spaceru.
Aria: Ale uruchamianie rozdrabniacza poszło gładko.
Suita: Pan wyciągnął uprzęże i poszliśmy na krótka przebieżkę.
Aria: Na polach widziałyśmy jedynie mieczyki i kukurydzę.
Suita: A w tej kukurydzy siedziała sarna.
Aria: Wypłoszyliśmy ją i pognałyśmy za nią.
Suita: Sarna była szybka. W kukurydzy byłyśmy tuż za nią, ale gdy wypadła na otwartą przestrzeń nie miałyśmy żadnych szans. Ja wróciłam na wołanie Pana.
Aria: A ja udałam, że nie słyszę.
Suita: I niepotrzebnie ganiałaś jeszcze 10 minut.
Aria: Ale potem grzecznie wróciłam do Pana.
Suita: Wcale nie było grzecznie.
Aria: Jak to nie?
Suita: Zamiast od razu pobiec do nas, ty biegłaś wzdłuż kukurydzy, a dopiero po pewnym czasie skręciłaś w naszym kierunku.
Aria: Nauczyłam się od ciebie.
Suita: Ode mnie? Ja bym od razu pobiegła do Pana.
Aria: A ja obliczyłam prowizorycznie pochodną – sama mnie uczyłaś – i mi wyszło, że najpierw muszę biec wzdłuż kukurydzy, a gdy przebiegnę 40% drogi muszę skręcić w waszym kierunku.
Suita: Zatkało mnie. Naprawdę.
Aria: Jasne. Nauka nie idzie w kukurydzę. W ten sposób miałam krótszą drogę i na dokładkę wygodniejszą i mniej męczącą. W ten sposób byłam szybciej.
Suita: No. No. Zaimponowałaś mi.
Aria: Panu chyba też, bo wcale mnie nie strofował.
Suita: A ja nie muszę liczyć pochodnych. Mam to w głowie.
Aria: Ja też. A te pochodne to sobie wymyśliłam.
Suita: Wrrr! Ale to brzmi dobrze.
Aria: Pamiętam twoje lekcje, Potrafiłabym je wyliczyć na komputerze na spokojnie. A oto parę zdjęć z naszej wycieczki.