Aria: Suita, co czytasz? Wyglądasz na wściekłą.
Suita: Jestem wściekła. Jestem bardzo, bardzo wściekła!
Aria: A czemuż to?
Suita: To dzisiejsza wiadomość. W 2018 dziecko zachorowało na zapalenie płuc. Stwierdzono, że to nowy szczep koronawirusa. Stwierdzono, że pochodzi od psa. Stwierdzono też, że prawdopodobnie nie stanowi bardzo wielkiego zagrożenia, ale trzeba mu się lepiej przyjrzeć. Wyniki opublikowano w czwartek.
Aria: I co cię tak wkurzyło?
Suita: Jak coś złego – to zwalają na psy!
Aria: A nie powinni?
Suita: Ludzie zawsze zarażali się od psów koronawirusami. Czasami, przy deficytach odporności, skutki zachorowania mogą być poważniejsze niż przelotne osłabienie, mini ból głowy czy chwilowy katarek. To jeszcze nie stanowi o niebezpieczeństwie pandemii i zagrożeniu dla ludzi.
Aria: A ja jestem ciekawa, od kogo pies złapał koronawirusa? Bo przecież skądś ten koronawirus się wziął. Może ganiał się z jakimiś łasicami, kunami czy norkami? I stał się przypadkowym nosicielem, a właściwie przenosicielem.
Suita: Masz rację.
Aria: Uczeni poczuli kasę. Teraz będą rozdmuchiwać wszystkie katarki, grypki i zapalonka płuc. A przerażeni politycy będą im przyznawali granty na badania.
Suita: “Należy stale monitorować wirusy odzwierzęce, ponieważ w przyszłości mogą zagrozić człowiekowi”.
Aria: No widzisz? Słowo – klucz ‘stale’. Czasem warto zarazić jakiegoś psa nowym wirusem … żeby mieć ‘stale’ dopływ kasy na badania.
Suita: Mądrze mówisz. Ważne też jest żeby znaleźć takie lekarstwo lub szczepienie żeby trzeba je było stale brać lub stale powtarzać.
Aria: Rozumiesz wszystko w lot.
Aria i Suita: “Nie o to chodzi by wyleczyć króliczka, ale by leczyć go”.