Suita: Przedwczoraj Pan zabrał nas na wycieczkę po polach.
Aria: Pierwsze co się zdarzyło zaraz po wyjściu to zając.
Suita: Pognałyśmy za nim, przebiegłyśmy kilkaset metrów, ale nie miałyśmy żadnych szans. Strasznie zziajane wróciłyśmy do Pana.
Aria: Poszliśmy w pola. Na polach wykopki kartofli, leżąca na polach cebulka, rosnąca kukurydza, jeszcze nieco zielona i sporo dorodnej marchwi. No i oczywiście ścierniska i poplony.
Suita: Szłyśmy polami, a czasem środkiem pól, czasami przez pole, ale po śladach maszyn – aby nie deptać i nie niszczyć roślin.
Aria: Po ostatnich opadach na polach było mokro.
Suita: Pani zawsze zabiera ze sobą miskę i butelkę z wodą.
Aria: Pan – jak zwykle ani butelki ani miski nie zabrał.
Suita: Gdzie tylko spotkałam kałuże – piłam brudną wodę. Jak się rozchoruję to przez Pana.
Aria: A ja nie piłam brudnej wody, ale przechodziłam środkiem płytkich kałuż. To świetny sposób na ochłodzenie zmęczonych łap.
Suita: Było bardzo ciepło, ale chwilami wiał dość silny, ale ciepły wiatr.
Aria: Było super.
Suita: Przeszliśmy ok. 9 kilometrów. Prawie nie widziałyśmy ludzi.
Aria: Zajęło nam to prawie dwie godziny.
Suita: Wróciłyśmy szczęśliwe i zmęczone do domu. Ja wypiłam dużo smacznej wody z filtra osmotycznego.
Aria: Ja też. A jak smakowała ci woda z kałuż?
Suita: Była wstrętna, pełna nawozów sztucznych, miejscami miała zapach opon i spalin samochodowych. W niektórych pływały glony. Ale zawsze to woda.
Aria: Pan nie zabraniał ci picia, ale potem słyszałam jak obiecywał Pani, że zawsze będzie zabierał ze sobą miskę i butelkę z wodą.
Suita: Ale za to przez chwilę mogłam poczuć się jak bezpański pies …