Suita: Dziś przyjechał Pan. Gdy rzucił naszą uprząż na podłogę od razu wiedziałyśmy, że zaraz pójdziemy na spacer.
Aria: Mnie założył uprząż najpierw.
Suita: A mnie zaraz potem.
Aria: Czekałyśmy jeszcze chwilę aż Pan skończył pić herbatę.
Suita: Stałyśmy pod drzwiami, a czas strasznie się dłużył.
Aria: Wreszcie ruszyliśmy.
Suita: Najpierw szliśmy brzegiem szosy.
Aria: Nosy nie nadążały z recepcją nowych zapachów.
Suita: Potem poszliśmy skrótem – boczną polną drogą.
Aria: Było słonecznie i ciepło, ale wiał dość silny zimny wiatr.
Suita: Doszliśmy do następnego asfaltu. Szliśmy drogą, a wszystkie znajome psy witały nas radosnym lub wściekłym chórem, a my odszczekiwałyśmy się im odpowiednio.
Aria: Potem zaczęliśmy wracać skrótem przez pola. Było dość sucho. Po zaoranym polu można było chodzić bez zapadania się.
Suita: Starałyśmy się nie ubłocić wiedząc, że inaczej zaraz po powrocie czeka nas kąpiel w wannie.
Aria: Ja uwielbiam biegać po zaoranym polu.
Suita: Potem dotarłyśmy do pól porośniętych trawą. Obwęszyłyśmy wszystko dokładnie.
Aria: Czułyśmy w miarę świeży zapach saren i zajęcy.
Suita: Potem brzegiem rowu melioracyjnego poszłyśmy w kierunku domu.
Aria: Dwa konie ruszyły zdenerwowane w naszym kierunku.
Suita: Pan krzyknął: ‘Suita, uciekaj!’. Chyba nigdy w życiu tak szybko nie biegłam. Na szczęście elektryczny pastuch zatrzymał konie.
Aria: A ja uciekłam jeszcze szybciej. Przez dziurę dostałam się na nasz teren.
Suita: Gdy Pan doszedł, ja stałam pod bramą, a ciebie nie było.
Aria: Ale gdy weszliście, ja się znalazłam i Pan nie zdążył się zdenerwować.
Suita: I w ten sposób szczęśliwe, zmęczone i nieubłocone wróciłyśmy do domu.
Aria: A potem był rodzinny obiad.
Suita: A Pan pod stołem przemycał dla nas malutkie kąski smakołyków.
Aria: Nie mów takich rzeczy, bo jak Pani to przeczyta to następnym razem będzie Panu patrzyła na ręce i nic nie skorzystamy.
Suita: Potem Pani z Panem gdzieś pojechała, a my odpoczywałyśmy.
Aria: A teraz piszemy post i nie możemy doczekać się kolacji.