SUITA: Przyjechała Pani!
ARIA: Były piski, skoki i głaski.
SUITA: I smakołyki, ale te domowe wydane podczas kolacji.
ARIA: Grzanki z serem, kawałki jajeczka…
SUITA: Ciasteczko, odrobina oscypka.
ARIA: Ale pogoda zrobiła się okropna. Padało i padało, nie mogłyśmy z Panią pograć w piłkę, ale za to obejrzałyśmy w tv piosenki powstańcze i nawet pośpiewałyśmy z Paniami!
SUITA: Starsza Pani znała je wszystkie, bo część poznała w szkole a reszty nauczył ją tatuś – warszawiak. Niestety nie brał udziału w Powstaniu
Warszawskim, choć należał do Szarych Szeregów. Miał wtedy szesnaście lat i biegał na tajne zbiórki. Przygotowywał się do walki. Jego matka, gdy się zorientowała, co planują młodzi harcerze zrobiła straszną awanturę. Zabrała syna i młodszą córkę i wyprowadzili się z Warszawy, z Ochoty, gdzie mieszkali do Pruszkowa. To nie znaczy, że nie była patriotką. Chciała chronić dzieci – bo wcześniej umarła jej czwórka i tylko zostało tych dwoje najmłodszych. Prawdopodobnie tą ucieczką uratowała życie rodziny. Zdążyli przed wybuchem Powstania. Potem już nie było do czego wracać… Zostali pod Warszawą.
ARIA: Skąd ty to wszystko wiesz?
SUITA: Słucham ludzi. Czasem opowiadają ciekawe historie.
ARIA: A wiesz może coś o matce naszej starszej Pani?
SUITA: Tak, jej rodzice a dziadkowie starszej Pani pochodzili z Kuklówki pod Grodziskiem. A właściwie tylko dziadek naszej Pani, bo babcia też była warszawianką. Sierotą porzuconą pod Szpitalem Dzieciątka Jezus w oknie życia. Spotkali się i poznali w Kuklówce, gdzie wzięli ślub i wyjechali na Kresy. Zakupili 10 hektarów ziemi i rozpoczęli nowe życie. Zbudowali dom, wychowali ośmioro dzieci…
I po dwudziestu latach też musieli uciekać, zostawiając cały dobytek, żeby ratować życie. Uciekali przed bandami UPA, które mordowały Polaków.
ARIA: A co się stało z ich ośmiorgiem dzieci?
SUITA: To kolejna, długa i smutna historia. Matka naszej Pani była najmłodsza z całego rodzeństwa. Do Polski pod koniec II wojny światowej dotarła tylko z rodzicami i o rok starszym bratem. Widzieli płonącą Warszawę zniszczoną w czasie Powstania Warszawskiego ze wschodniego brzegu Wisły. Nie mogli przedostać się na drugi brzeg, bo jeszcze trwały walki. Robiło się zimno, a oni spali pod wozem, którym jechali.
Musieli szukać schronienia, żeby przetrwać zimę.
ARIA: Wiem, co to znaczy, kiedy się zgubiłam musiałam przeżyć noc w takich właśnie warunkach. Było mi zimno nie miałam co jeść, ani pić, ani gdzie się schronić…I czułam się strasznie samotna.
SUITA: Wyobraź sobie tych ludzi. Nie mieli domu, nie wiedzieli gdzie się podziewają ich dzieci i czy jeszcze je zobaczą.
ARIA: Wojna to straszna rzecz! A czy mieli jakiegoś psa?
SUITA: Tak, Burka. Miał budę i przeciągnięty przez całe podwórko drut, do którego przypięty był łańcuch. Mógł biegać sobie od domu do budynków gospodarczych i pilnował obejścia.
ARIA: Co się z nim stało?
SUITA: Uciekał razem ze swoją rodziną, ale w końcu gdzieś się zgubił. To była niebezpieczna droga. Szli za frontem, słychać było strzały i wybuchy, po bokach drogi były zaminowane pola.
ARIA: Biedny Burek.
SUITA: Mieli też kota, ale nie chciał z nimi jechać…
ARIA: Mów dalej, to bardzo ciekawa historia.
SUITA: Może jutro dokończę, mamy obowiązki, musimy iść na obchód. Trzeba pozbierać opadłe zielone jabłuszka.
ARIA: Ja się tym zajmę!